czwartek, 28 marca 2013

Uzależnienie ? czy ........

Już prawie 3 miesiące jak trenuje K-1.
Tak się czasem zastanawiam jaki naprawdę jest sens w moim wieku rozpoczynać naukę sportów walki. Szczerze nie znam odpowiedzi. Ale jak się coś zaczęło to trzeba działać tym bardziej jak ma się jakiś cel związany z pewną czynnością, a ja mam więc może dlatego. Rzecz która wciąż mnie trapi to to dlaczego pomimo bólu jaki doznaje na każdym treningu, cierpienia jakie mi przynosi wysiłek w dzień treningu pakuje koszulkę, spodenki, ochraniacze na golenie, rękawice, etc ... biorę torbę i idę na trening. Normalnym odruchem każdego człowieka jest unikanie bólu i nie robienie czego co sprawia nam niekomfortową sytuację.
Pierwsze treningi to była fascynacja, chęć zobaczenia jak jest. Prawda jest taka, że mogę w każdej chwili zrezygnować. Początki przynosiły więcej przyjemności niżeli strat. Dzisiaj nie do końca tak jest.
Już jestem po dwóch na szczęście lekkich kontuzjach, a to dopiero początek przygody.
Próbowałem odpuścić, chociażby szyna na mojej stopie, uniemożliwiła mi bycie na kilku treningach, jakie uczucie, nie do opisania. Armagedon przy tym to nic, siedzisz w domu szukasz zajęcia, musisz coś robić, brak Ci zajęcia. Twój organizm DOMAGA się wysiłku, potrzebuje adrenaliny związanej z wysiłkiem.

I tak na koniec powiem tylko że jest mi szkoda tych ludzi którzy nie mogą, bądź nie chcą przeżywać takiego stanu, po treningu sportowym.

poniedziałek, 18 marca 2013

Niewiele potrzeba do (nie) szczęścia

Dzisiaj trochę mniej smutnego wątku. Tak to prawda mam również dobre chwile w moim życiu. Śmie twierdzić że jest ich nawet więcej niż tych mniej przyjemnych.
Wracając do zeszłego tygodnia to nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło oprócz moje wyjazdu do szkoły.
Wyjazd jak wyjazd, szkoła jak szkoła - czyli patologia. Chociaż wolę to niżeli siedzenie od rana do wieczora, ale czy później ktoś taki jak ja może być wychowawcą-pedagogiem. Czy szkoła naprawdę daje nam wiedzę i umiejętność kształtowania drugiego człowieka. Śmiało z pełną odpowiedzialnością i premedytacją twierdze że .................................. stanowczo NIE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Nie uważam się za człowieka wspaniałego i kogoś kto jest w stanie naprostować wszystkich. Ale teraz będę mniej skromny, mam w swojej przeszłości i mam nadzieje że dzięki moim działaniom młodzież z która współpracowałem i tymi co teraz działam chociaż po części pomogę im wybrać tą odpowiednią ścieżkę życia.
Ale nie o to chodziło w tym poście.
Zapewne wszyscy a jak nie wszyscy to większość jak w obecnym świecie przydatne są telefony komórkowe. Wczoraj po raz kolejny mogłem się o tym przekonać. Nie wymagało to wielkiego nakładu pracy. Wysłanych kilka smsów pozwoliło na to abyśmy po raz kolejny się zebrać w sporą grupę i wspólnie w niedzielny poranek powędrować po naszym lokalnych lasach. Jak to bywa w terenie przygód było co nie miara. Na szczęście miały one miejsce już w drodze powrotnej.
Po dotarciu do punktu docelowego tego dnia było to elektrownia w Rościnie, i chwili odpoczynku obraliśmy drogę powrotną w dół Parsęty. Osobiście wydawało mi się, że droga nie będzie trudna (mając na uwadze jeszcze małe doświadczenie grupy wolałem aby nie było wielu przeszkód).
Jedna przeprawa przez lód, zaraz kolejna, tu jakiś strumyk generalnie żadnych trudności.
No i stało się, nie chcąc aby młodsza część grupy przedostawało się przez już cienki lód postanowiłem znaleźdź obejście i jak się zapewne domyślacie znalazłem, ale się po pas w jakiejś śmierdzącej mazi podobnej do bagna. W tym momencie nie było mi wesoło jak czułem miękki grunt pod nogami, który wciąż mi się zapadał pod nogami.  Na szczęście szybka reakcja reszty członków ekipy pozwoliła mi się wydostać z opresji,
I tak prawdę mówiąc na tym zakończyło się nasze wędrowanie po lesie. I resztę trasy do naszego miasta pokonywaliśmy wałem. Sam marsz nie było utrapieniem. Najgorsze w tym wszystkim był zimny przeszywający wiatr i mokre spodnie po pas.
Nasz wypad mimo przygód zakończyli wszyscy z uśmiechem na twarzy. Nawet ja brudny i śmierdzący wiedziałem że lament i użalanie się nad sobą nie wiele zmieni a uśmiech na mej twarzy nie dawał powodów do zmartwień o mnie moim kompanom.
I tak minęła weekendowa niedziela.

czwartek, 14 marca 2013

Brak słów i sił

Każdy z nas ma jakieś słabsze i gorsze dni i a mój chyba właśnie nadszedł. Spotkania z młodzieżą nie są niczym łatwym chociaż myślałem, że będzie to dużo łatwiejsze.
Po 4 miesiącach wprowadziliśmy trochę inną zasadę a mianowicie chodziło o to aby to Ci co przychodzą to oni będą prowadzić tematykę spotkań. Oczywiście zdawałem sobie sprawę z tego, iż nie będzie to wcale takie łatwe dla niektórych.
Ale po wczorajszym dniu wymiękłem, ponad dwa tygodnie przygotowań do przeprowadzenia zajęć, i od samego początku słyszałem same narzekania. Wydaje mi się że to nie o to chodzi, skoro mam coś zrobione to nie ma nic to mogło by mi przeszkodzić w prezentacji przygotowanego przeze mnie materiału.
Zastanawiałem się, może faktycznie nie jest to takie proste, może trema nie pozwoliła na wypowiedź.
Sam czasem czuje dreszczyk na plecach jak występuję przed szerszą publicznością. Jednak osobiście uważam, że przy "swojej" grupie nie ma się czego wstydzić.
Myślę, że pierwszy stres prezentacji tematów minął, a kolejne przedstawiane będą w sposób naturalny i w miarę dostępny i z pożytkiem dla reszty wspaniałych uczestników naszej grupy.


P.S. Wybrali papieża cieszyć się czy .............. ??

wtorek, 12 marca 2013

Siła i wola

Dwa tygodnie przerwy pokazały mi, że jednak nie potrafię wytrzymać bez sportu. Skręcenie stawy skokowego nie zatrzymało mnie przed tym aby szybko wrócić do zabawy w sporcie. Mało tego podczas trwania kontuzji też nie odpuszczałem, wiadomo nie był to taki trening jaki odbywał by się przy pełnej sprawności.
Wczoraj po długich rozmyślaniach i rozmowach z kilkoma osobami, postanowiłem wznowić treningi, sugerując się opiniami innych cały czas byłem pełen obawy o staw skokowy, który jak wcześniej pisałem uległ kontuzji.
Pierwsze minuty treningu nie były wcale taki złe, co prawda ciągle myślałem o odnowieniu się kontuzji. Strach podczas treningu był niemalże większy niżeli stoczeni walki.
Ale cóż nie było tak źle, nawet uczestniczyłem w treningu podczas wykonywania niskich kopnięć i o dziwo noga dzisiaj również mnie nie boli.
Mam nadzieje, że rekonwalescencja po skręceniu nie będzie trwałą długo.
Mam małe marzenie, stoczenia  w życiu jednej walki na ringu i dlatego bardzo mi zależy na jak najszybszym powrocie do zdrowia.

Wola walki i chęć sprawdzenia własnej odporności oraz siły charakteru.