Kolejna przygoda minęła. Przygotowania trwały ponad miesiąc, najpierw termin nie ten później problem ze sprzętem i tak dalej i tak dalej. Ale dopięliśmy swego.
Pierwszy raz wybraliśmy się na dwudniowy spływ kajakowy z młodzieżą z ośrodka. Dużo niepewności i obaw towarzyszyło przygotowaniom do tej akcji. Czy będzie bezpiecznie, czy wychowankowie nie wpadną na jakiś głupi pomysł, czy pogoda nie spłata nam figla?.
Na szczęście wszystko udało się bez większych problemów. Oczywiście były chwile w których trzeba był "tupnąć" nogą i głośniej coś powiedzieć, ale żeby tylko takie rzeczy miały miejsce :D
Pierwszy dzień to prawie 20 km w kajaku ze sprzętem było miłym doświadczeniem i "przyjemnością". Dotarcie na miejsce noclegowe i tam się zaczęło. Niby rozbicie namiotu jest rzeczą nieskomplikowaną, jednak nie okazuje się, że nie dla wszystkich. Prawie 2 godziny "walki" z prawidłowym rozstawieniem 3 namiotów i porządkowanie sprzętu było dużo gorsze niż samo pływanie. No cóż chcą spać w namiotach niech sobie rozbiją.
Po rozłożeniu obozu jak nakazuje zwyczaj - ognisko i pieczenie kiełbasek, chwile rozmów i do spania.
Myślałem, że drugi dzień będzie łatwiejszy, ale apogeum miało dopiero nadejść. Rozłożenie namiotu w porównaniu z jego złożeniem to pikuś. Tu dopiero przeżyłem szok jak widziałem to nieudolniactwo. Po godzinie czasu byliśmy gotowi do dalszej wędrówki. Przed nami było jakieś 10 km do miejsca docelowego, ale nie było to problem, bo pogoda była słoneczna. Nic nie zapowiadało że za 20 minut zacznie lać, hahahahahaha. No i zaczęło się, lament i "płacz", że mokro, że niewygodnie, że zimno, no cóż takie to życie w kajaku :D
Po dotarciu do punktu docelowego zebraliśmy sprzęt na auta i wróciliśmy z "uśmiechem" na twarzach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz