czwartek, 20 listopada 2014

Złota Cobra

W ubiegł weekend wystartowałem w kolejnym nocnym biegu na orientację. Miałem ze sobą grupę młodzieży, która szlifuje się w tym kierunku. Kilkoro z nich uczestniczyło już ze mnie w takich biegach. Ten bieg miał być sprawdzianem dla nich co pamiętają po długiej przerwie i czy pracują na samą sami. 
Na samym początku już problemu wiedziałem, że nie będzie łatwo. Mega przecinka w lesie a do tego liści po kolana. W terenie droga na mapie jej nie ma i tak szukanie ponad godzinę pierwszego punktu. Jakaś masakra byłem przerażony nieporadnością ludzi, którzy zapowiadali się dobrze. Od samego początku powiedziałem, że nie będę ich kierował, że jestem tylko po to żeby mogli wystartować. Po 2 i pół godzinach marszu nie wytrzymałem i opierdzieliłem grupę.
Jak można popełnić tak wiele błędów w takim małym terenie. Nie pojęte dla mnie.

Udało się ukończyć bieg, bez jednego punktu ale co to za wynik skoro wróciliśmy dopiero o 1:22. Ponad 7 godzin poszukiwań i prawie 30 km zrobione. Po prostu świetnie.
A tak serio to wstyd i żenada. Najgorsze zawody w historii.
Zawiodłem się i nie dość mocno na ekipie. Przed nami duży bieg na dystansie 50 km, teraz przede mną poważna decyzja czy dać szanse młodym ? Teoretycznie powinienem, żeby mogli się rozwijać ale praktyką mówi sama za siebie. Można snuć różne wnioski, "bo muszą próbować, bo mogli mieć zły dzień", ale tu chodzi zupełnie o coś innego. Ich podejście i zaangażowanie a raczej jego brak nie pozwala mi na to żeby dać im szanse na tak dużej imprezie jak 50 km nocą.

Pomimo wielu starań jak dokładam nie widzę w nich chęci samodoskonalenia i samokształcenia w tym kierunku. Nic sie samo nie zrobić a żeby byc najlepszym trzeba trenować i działać, wynik sam się nie zrobi.

Muszę podjąć decyzję która wbrew pozorom nie jest łatwa i wymaga przemyśleń.

Póki co zostaje z pytanie:  "Dać szanse czy nie dać i zmotywować do pracy nad sobą?"

środa, 12 listopada 2014

Rutyna to droga do zagłady....

Dlaczego taki tytuł posta. Zaraz się dowiecie.

Na długi listopadowy weekend zostałem zaproszony jako instruktor na I jesienne manewry taktyczno-obronne do Mirosławca. Tam poprowadziłem zajęcia z wiązania węzłów, lekkiego surwiwalu jeżeli tak można w ogóle nazwać surwiwal i trochę zabawy na linach.
Wcześniej wspomniana zabawa mogła się skończyć mega tragedią dla mojej osoby.
POWÓD - RUTYNA.

Od wczoraj już wiem i zawsze będę dążył do tego żeby robić coś dwa razy, żeby zapobiec jakiejś tragedii i okaleczeniu. To co zrobiłem nie było wcale zamierzone. Zanim podjąłem decyzję o zjechaniu na linie wiele razy się nad tym zastanawiałem . Niestety brak wyobraźni a raczej brak uprzęży, sprawił że upadłem z wysokości ponad 3 metrów robiąc co najmniej jeden obrót  w powietrzu.  Czy bolało - cholernie. Najgorsza byłą krew wylewająca się z moim ust, strach że zrobiłem sobie coś ogromnie złego. Na szczęście nic większego mi się nie stało.

Po całym zdarzeniu czułem się jak gnój, głupek, idiota. Instruktor mówiący o bezpieczeństwie i należytym zachowaniu oraz jak budować zjazdy i mosty dokonuje takiego błędu.  Niewybaczalnego błędu na oczach podopiecznych. Po prostu strzał w kolano. Gol do własnej bramki.

Ciężko mi z tym, nie wolno dokonywać takich błędów, z tego wszystkiego to boli najbardziej, stłuczenia przejdą, ból minie ale stracenie w oczach "kursantów" to najgorszy moment w życiu każdego nauczającego.

czwartek, 6 listopada 2014

Marzenia przeszłości...

Jak dziś pamiętam kawałek patyka, błoto na twarzy i każdy krzak który zastępował nam Centrum Dowodzenia.

Dziecięce marzenia i wyobraźnia, która sprawiała, że każdy z nas był komandosem Wojska Polskiego albo żołnierzem amerykańskich sił specjalnych.

Ni jak ma to się to obecnej rzeczywistości, chociaż zapędy i chęć noszenia munduru JS zawsze była i jest marzeniem.

Dlaczego nie ? Dlaczego nie próbuję ?
Ciężko jest mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie o sobie. Być może nie czuje się na siłach, być może to przerasta moja wyobraźnie. Nie wiem i nie chce wiedzieć.

Są decyzję, których w życiu żałujemy, czy tej też będę żałował. Czas pokaże, co by się nie działo i tak będę musiał sobie z tym poradzić.
Być może w moim życiu przyjdzie taki okres, kiedy stwierdzę, że :
 "Tak idę do wojska nadaję się, to jest to co chcę robić".

Nie mam za wiele czasu na podjęcie takiej decyzji, ale czy będzie ona słuszna,z nas tego nie jest w stanie określić i jednoznacznie powiedzieć.

----------------------------------------------------------------------------------------------
// ŻYJ TAK ABY KAŻDY TWÓJ DZIEŃ NOWYM BYŁ WYZWANIEM \\

Powrót po wakacjach.

Czas na kolejnego posta po długim okresie nieobecności na blogu :D

CO ciekawego się wydarzyło, pewnie było trochę zdarzeń które na długo pozostaną w mojej pamięci ale nie sposób ich teraz opisywać.

Są takie dwa które wystąpiły jedno w lipcu drugie stosunkowo nie dawno bo w październiku. Mam na myśli biegi z przeszkodami czy też biegi survivalowe (nazwa w zależności od imprezy).

Pot, wysiłek i nie miłosierne zmęczenie oraz kolejne przekroczenie granicy swoich możliwości.
Czy warto doprowadzać się do takiego stanu ? Zależy co kogo kręci. Dla mnie mega zajezdnia i super zabawa. Co prawda październikowa impreza "skopała" mi dupę . W połowie trasy cholerny kryzys i brak tlenu. Dawno się nie czułem się tak zajechany, mimo to czułem się szczęśliwy.
Oprócz dobiegnięcie udało mi się poprawić czas o prawie 5 minut w porównaniu do poprzednich zawodów za mogę uznać za nie lada wyczyn.

Przede mną kolejne zawody, nowe zawody i sprawdzania własnej wytrzymałości.