Kolejna przygoda minęła. Przygotowania trwały ponad miesiąc, najpierw termin nie ten później problem ze sprzętem i tak dalej i tak dalej. Ale dopięliśmy swego.
Pierwszy raz wybraliśmy się na dwudniowy spływ kajakowy z młodzieżą z ośrodka. Dużo niepewności i obaw towarzyszyło przygotowaniom do tej akcji. Czy będzie bezpiecznie, czy wychowankowie nie wpadną na jakiś głupi pomysł, czy pogoda nie spłata nam figla?.
Na szczęście wszystko udało się bez większych problemów. Oczywiście były chwile w których trzeba był "tupnąć" nogą i głośniej coś powiedzieć, ale żeby tylko takie rzeczy miały miejsce :D
Pierwszy dzień to prawie 20 km w kajaku ze sprzętem było miłym doświadczeniem i "przyjemnością". Dotarcie na miejsce noclegowe i tam się zaczęło. Niby rozbicie namiotu jest rzeczą nieskomplikowaną, jednak nie okazuje się, że nie dla wszystkich. Prawie 2 godziny "walki" z prawidłowym rozstawieniem 3 namiotów i porządkowanie sprzętu było dużo gorsze niż samo pływanie. No cóż chcą spać w namiotach niech sobie rozbiją.
Po rozłożeniu obozu jak nakazuje zwyczaj - ognisko i pieczenie kiełbasek, chwile rozmów i do spania.
Myślałem, że drugi dzień będzie łatwiejszy, ale apogeum miało dopiero nadejść. Rozłożenie namiotu w porównaniu z jego złożeniem to pikuś. Tu dopiero przeżyłem szok jak widziałem to nieudolniactwo. Po godzinie czasu byliśmy gotowi do dalszej wędrówki. Przed nami było jakieś 10 km do miejsca docelowego, ale nie było to problem, bo pogoda była słoneczna. Nic nie zapowiadało że za 20 minut zacznie lać, hahahahahaha. No i zaczęło się, lament i "płacz", że mokro, że niewygodnie, że zimno, no cóż takie to życie w kajaku :D
Po dotarciu do punktu docelowego zebraliśmy sprzęt na auta i wróciliśmy z "uśmiechem" na twarzach.
środa, 27 lipca 2016
Długo po przerwie
Brak czasu i natłok obowiązków przyczynią się rzadkich wpisów, no ale cóż tak to już wygląda i pewnie nie tylko u mnie.
Dzisiaj może trochę o sukcesach i to nie tylko moich. W maja po raz kolejny miałem szanse wziąć udział w ogólnopolskich zawodach surwiwalowych Młodzieżowych Ośrodków Wychowawczych.
Tym razem byłem tam jako pełnoprawny wychowawca, co daj jeszcze większą satysfakcję. Start oczywiście jak zwykle w piątek. Podczas dojazdu na miejsce "nauka" o historii miejsca w którym mieliśmy koczować, co sprawiło że droga minęła nam szybko i śmiesznie.
Wieczorem do wykonania kilka zadań, które wbrew pozorom nie były łatwe, wymagały od nas dużo kreatywności ale zrobiliśmy to jak się okazało najlepiej ze wszystkich ekip.
Drugi dzień to oczywiście ciężki całodniowy marsz z własnym ekwipunkiem a w trakcie szukanie PK i wykonywanie zadań.
I znowu zadania nie było może najtrudniejsze ale wymagały determinacji i współpracy. Po powrocie do bazy okazało się że wróciliśmy jako pierwsi (ciekawostka jest taka że wystartowaliśmy jako ostatnia ekipa :). Pokonany przez nas dystans to 42 km w czasie ............... 501 minut !!!!!!! Zrobiliśmy coś co w oczach innych grup było rzeczą niewyobrażalną.
Dlaczego aż tak szybko ? Determinacja wychowanków i chęć zrobienie czegoś niesamowitego była tak duża że nawet przerosła mnie, no ale cóż.... musiałem dotrzymywać im kroku :D
Niedziela to już tylko dzień podsumowań, wręczenia nagród i dyplomów.
Zniecierpliwieni czekaliśmy na wyniki, nikt z nas nie liczył na jakiś ogromny sukces bo w końcu pojechaliśmy się tam bawić.
Po wyczytaniu 7 ekip nas nie wyczytano. Zaskoczenie bo już mieliśmy podium. Okazało się ze to najwyższe miejsca na podium było nasze !!!!
Po 4 latach startów w zawodach osiągnęliśmy sukces i zdobyliśmy Mistrzostwo Polski MOW w survivalu !!!!!!!.
Podsumowując te zawody mogę powiedzieć tylko tyle, młodzież trafiająca do ośrodków wychowawczych nie jest łatwa do "obróbki", ale warto nad nimi pracować. Osiągnięcie z nimi takiego sukcesu daj podwójną satysfakcję. Mają swoje złe strony, ale myślę ze jak każdy z nas, natomiast z ich determinacją i chęcią robienia czegoś można przenosić góry.
Czekam na kolejne zawody, że zrobić jeszcze coś więcej z tymi chłopakami.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)