Pierwszy w tym roku EBnO TP-50 za mną. Niestety nie do końca jestem zadowolony ze swojego stanu zdrowia jaki był po wszystkim. Ukończyć ukończyłem i to nawet z mega dobrym czasem a mianowicie poniżej 10 godzin - co nie oznacza że jest to jakaś rewelacja. Do 15-18 km było wszystko okey, jakieś niewielkie zmęczenie, lekkie bóle w okolicy lewego kolana, ale wszystko do przetrawienia. Wszystko to co działo się po 20 km mogę opisać jako koszmar. Na stopach zaczęły pojawiać się pęcherze, część z nich pękała a ich miejsce pojawiały się nowe i tak do końca trasy. Niestety to nie było najgorszą sprawą jaka mogła mnie spotkać na trasie jak się okazał na około 15 km przed końcem przytrafiło mi się coś cholernie złego - zwichnąłem sobie kostkę a do tego jeszcze bardziej naciągnąłem staw kolanowy.
Ból nie do opisania po drodze chwile załamania i rozmyślanie nad tym, żeby mimo wszystko poddać się i odpuścić.
Większość pomyślała by "ZDROWIE to priorytet" i to prawda ja również tak uważam, ale są takie chwile w życiu, które mimo załamania dają Ci jeszcze tą energię, która pozwala CI iść dalej, brnąć w to co wydaje się nie możliwe.
Dlaczego szedłem dalej ??? Nie wiem, po prostu musiałem ukończyć ten bieg. Czy to nadludzka siła ? też uważam, że nie nazwałbym to determinacja i radzeniem sobie z własnym JA.
Wspominając tydzień później cały czas chodzi mi po głowie myśl czy następnym razem zrobię tak samo ? Myślę, że tak.
Dlaczego ?? Nie wiem.
Oprócz doświadczenia osobistego poznałem także nową stronę osób z którymi byłem. Pozytywny aspekt wyjścia po analizie i omówieniu biegu to słowa które usłyszałem od człowieka, który jest moim (nie boję się użyć tego słowa !!!!!) AUTORYTETEM survivalu : " Zespół to my, nie zostawia się tego od którego możesz potrzebować pomocy".
Ten tekst dał mi wiele do myślenia i zrozumienia, ale nie to ile znaczy członek zespołu tylko fakt ile trzeba dać z siebie i ile włożyć pracy żeby stworzyć zespół albo móc do niego wstąpić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz