Kilka miesięcy temu postanowiłem podjąć kolejną próbę i podjąłem się wyzwania na drugą pięćdziesiątkę - przynajmniej tak było w regulaminie. Rzeczywistość była nieco inna.
Po 30 km marszu miałem już dosyć, pościerany naskórek na całych stopach, po prostu sama krew, widok niemal jak z filmu. Dręczyły mnie myśli o zakończeniu, zmęczenie, brak snu, wszystko to skłaniało się ku wczesnemu zakończeniu. Pomimo tego postanowiłem, że nie mogę się poddać i szedłem dalej. Z każdym krokiem co raz większy ból nóg, niechęć do dalszego marszu.
Z jednej strony chciałem powiedzieć dość !!!!!! Ale honor i wnętrze nie pozwalało mi na to. Miałem świadomość o tym , że jestem co raz bliżej, już nie wiele do końca.
Walka ze sobą, motywowanie siebie do kontynuowania biegu była ogromna. Wiele myśli mnóstwo przemyśleń.
Nad ranem ujrzałem światła miasta w którym była meta, Wiedziałem, że już nie daleko, ale organizm miał już dość. Przede mną było jeszcze około 3 km, niewiele ale za razem mega dużo.
Mówiłem do siebie " Dasz rade, już ostatni punkt , musisz to zrobić, to nie czas na poddanie się, tyle już przeszedłeś".
Ostatnie kilkaset metrów było czymś strasznym, jedyne słowo którym mogę to opisać to ból. Nic więcej.
Po dotarciu do końca okazało się, że pokonałem 70 km !!!!
Myśl, która mnie nurtuje to ile jestem jeszcze w stanie znieść do jakiego stopnie mogę poradzić sobei z bólem ??
Myśl, która mnie nurtuje to ile jestem jeszcze w stanie znieść do jakiego stopnie mogę poradzić sobei z bólem ??
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz