poniedziałek, 23 lutego 2015

Ostatnia prosta

Za kilka dni pierwszy w tym roku start w Ekstremalnym Biegu Na Orientację. Już dzisiaj czuje przypływ adrenaliny. Co prawda już mam za sobą kilka takich zawodów, ale za każdym razem czuje to samo z jednej strony ekscytację, euforię a z drugiej jest uczucie strachu, czy dam radę. Oczywiście ma to wymiar jak najbardziej motywujący do tego aby po raz kolejny stawić czoła nieznanemu.
Jak wyglądały przygotowania ??
Ciężko mi mówić o jakichkolwiek, oprócz treningu obwodowego czy wytrzymałościówki ale raczej stacjonarnej bez większego biegania. Niestety brak czasu i poświęcenie się pasji oraz młodzieży nie pozwala mi na jakie mega ekstremalne treningi.

Obecnie przechodzi przez głowę myśl, a co jak nie dam rady ? Jak organizm powie nie, borykałem się wielokrotnie z takimi problemami, wtedy już tylko honor i ambicja prowadziły do mety. Znając siłę swojego "ja" ciągle mam takie obawy przed tym, że mogę nie dać rady.

Póki co jest cel do osiągnięcia i co by się nie działo nie oddam skóry i będę walczył do końca, do utraty tchu, do ostatniej kropli potu.


poniedziałek, 9 lutego 2015

Granice wytrzymałości

Niespełna rok temu wziąłem udział w pierwszym Ekstremalnym Biegu Na Orientację - 50 km nocą. Wtedy myślałem, że nawet dla mnie jest to mega dystans do pokonania. Oczywiście podjąłem wyzwanie i wystartowałem. Ukończyłem bieg z wynikiem może nie najlepszym ale celem było zmieszczenie się w czasie.
Kilka miesięcy temu postanowiłem podjąć kolejną próbę i podjąłem się wyzwania na drugą pięćdziesiątkę - przynajmniej tak było w regulaminie. Rzeczywistość była nieco inna.

Po 30 km marszu miałem już dosyć, pościerany naskórek na całych stopach, po prostu sama krew, widok niemal jak z filmu.  Dręczyły mnie myśli o zakończeniu, zmęczenie, brak snu, wszystko to skłaniało się ku wczesnemu zakończeniu. Pomimo tego postanowiłem, że nie mogę się poddać i szedłem dalej. Z każdym krokiem co raz większy ból nóg, niechęć do dalszego marszu.
Z jednej strony chciałem powiedzieć dość !!!!!!  Ale honor i wnętrze nie pozwalało mi na to. Miałem świadomość o tym , że jestem co raz bliżej, już nie wiele do końca. 
Walka ze sobą, motywowanie siebie do kontynuowania biegu była ogromna. Wiele myśli mnóstwo przemyśleń.
Nad ranem ujrzałem światła miasta w którym była meta, Wiedziałem, że już nie daleko, ale organizm miał już dość. Przede mną było jeszcze około 3 km, niewiele ale za razem mega dużo.
Mówiłem do siebie " Dasz rade, już ostatni punkt , musisz to zrobić, to nie czas na poddanie się, tyle już przeszedłeś".
Ostatnie kilkaset metrów było czymś strasznym, jedyne słowo którym mogę to opisać to ból. Nic więcej.

Po dotarciu do końca okazało się, że pokonałem 70 km !!!!

Myśl, która mnie nurtuje to ile jestem jeszcze w stanie znieść do jakiego stopnie mogę poradzić sobei z bólem ??