wtorek, 27 maja 2014

Rato Wnik

Udało się, kurs zaliczony kolejne z moich "marzeń" ziściło się.

Po odbyciu kursu i zaliczeniu egzaminu otrzymałem tytuł RATOWNIKA. Czy teraz uratuje cały świat i zostanę super bohaterem.
Pewnie nie bo nie taki miałem cel kończąc ten kurs.
Po pierwsze posiadanie dodatkowych kwalifikacji daje większe możliwości pracy a po drugie chęć samorealizacji i samorozwoju.
Obecna świadomość możliwości zachorowań i tego co może mnie czekać, jakie zagrożenia i oczekiwania ludzi w stosunku do mojej osoby jest lekko przytłaczająca. Ale widziałem o tym, że po kursie tak będzie.
Jak już ma się te uprawnienia to przydałoby się więcej praktyki, może za jakiś czas uda się wskoczyć na kilka wyjazdów do karetki.
Czas pokaże :)
 Jeżeli chodzi o samo zaliczenie kursu to masakra. Przed obroną magisterką nie byłem tak przestraszony jak tutaj. Pierwsza część indywidualne zaliczenia w sumie nic trudnego dwa pytanka szyba odpowiedź. Druga część praca zespołowa, pozoracja i wtedy się zaczęło ;\ Panika szybko szybko, facet z noże w brzuchu, etc.
Po kilku minutach mieliśmy już z głowy. Uratowaliśmy pozoranta.
EGZAMIN ZDANY.

Czas na kolejne wyzwania :D

Długo po wszystkim

Szmat czasu minęło od mojego ostatniego wpisu ale zanim się obejrzałem to mamy już koniec maja.
Wiele wydarzyło się podczas mojej nie obecności.

Najdalszą a zarazem pierwszą przygodą był planowany start we Włóczykiju - Extremalny Bieg Na Orietnację.
Dużo czasu zajęło mi oswajanie się z myślą, ze przede mną 50 km marszu nocą. Wynik oczywiście pozytywny = 50 km zaliczone.
Wrażenie niezapomniane pierwsza taka impreza i do tego nieznany teren, ciężko jest opisywać emocje które towarzyszyły tym "zawodom". Po prostu trzeba tam być i to przeżyć. Ogólnie uplasowałem się na 147 miejscu na 204 uczestników i uważam to za ogromny sukces, chociaż nie planowałem znalezienia się na którymkolwiek miejscu.

Kolejną przygodą która zapadła mi w pamięć był wspólny wypad z reaktywującą się ekipą Forest Rats. Mega dzień.
Zaczęliśmy wyjazdem z PKP do Kołobrzegu. Tam o 7:10 wyruszyliśmy  w stronę Gąsek. Po minięciu Kołobrzegu na plaży czekała na nas grupa Forest Rats. Od tego momentu się zaczęło. Oczywiście nie mogło zabraknąć elementu mapy bo bez tego nie ma zabawy.
Kolejne 40 km marszu okazało się super zabawą  (nie dla wszystkich). Jak już dotarliśmy na nocleg miałem nogi w pęcherzach nie było mi już do śmiechu a wiedziałem że musimy przejść jeszcze kilka ładnych kilometrów. Do tego jeszcze nocny deszcz ;\ który sprawił że po dwóch godzinach zmuszony byłem się przebudzić i wstać. Zimno i drgawki z zimna było tak okrutne, że nie byłem w stanie leżeć, a strach przed wyziębieniem przerażał mnie.
Stojąc przy ognisku doczekałem się ranka. Ostanie kilometry były dla mnie walką z bólem i siłą charakteru. Jeżeli, ktoś twierdził i uważał mnie za słabego, to zapraszam a wyprawę :D

W międzyczasie uczestniczyłem w kilku wyjściach i imprezach których byłem współorganizatorem. Przede mną kolejne wyzwania i mam nadzieję, że znajdę więcej czasu na uzupełnianie wpisów.